Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Serca są całkiem kruche i czasem się łamią - po zawodach miłosnych, życiowych stratach i rozczarowaniach. Pękają, jak zbyt cienka szklanka ze zbyt gorącą wodą, jak wazon strącony przez nieuwagę i kruszeją, jak najlepsze ciastka. Bo mimo tych pęknięć i zadrapań, to właśnie takie są - najlepsze i własne. Pełne osobistych przeżyć, jak rogalik pełen pistacjowego kremu i tylko czasem trochę gorzkie, jak niedojrzały jeszcze grejpfrut.

Któregoś dnia pomyślałam, że jest jakaś taka analogia w tej Matce Naturze, a ona najlepiej wie, co robi. Bo sama zbieram pokruszone i połamane gałęzie, którymi opiekuję się z czułością po to, aby powstało coś nowego i pięknego. Strącone przez wiatr, człowieka albo inną wiewiórkę, spadają na ziemię i choć mogłyby już tam zostać, to jeszcze mogą kogoś ucieszyć.

Cały proces odbywa się jak czary. Cięcie na plastry, delikatne szlifowanie, wydobywanie kształtu i najpiękniejszych wzorów z przekroju. Pokrywanie błyszczącą żywicą, zabezpieczanie (aby służyły jak najdłużej) i polerowanie wszystkich oczek z nie mniejszą dokładnością niż okna na wiosnę. Trochę to wszystko trwa, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. I prędko.

Z tymi zranionymi sercami jest myślę - podobnie. One się goją, znów biją równo i z większą otwartością, tylko trzeba się nimi zająć. Otoczyć opieką, dać czas, zrozumienie i wypłakać wszystko, co nazbierało się w środku z emocji. A potem zadrapania się zabliźniają. Połamane cząstki są posklejane, choćby na słowo honoru, zanim znów staną się całością i kąciki ust podnoszą się w końcu częściej.

Zostają prawie niewidoczne już ślady, o które jest się silniejszym. Nikt o tym nie mówi, ale być może te rozczarowania to największa siłownia dla serca, które się wzmacnia, choć wcale nie dźwiga się ciężarów fizycznie.

Za moment będą walentynki i świat pogrąży się w pluszowych serduszkach - tych całych, bo kto by kupił pęknięte. To święto tylko dla szczęśliwie zakochanych, a szkoda, bo randki w pojedynkę są nie mniej wspaniałe. Dnia singla nie obchodzi się już tak hucznie.

Chciałabym Wam życzyć - niezależnie od statusu - dużo miłości i jak najmniej zadrapań. Nie mam na myśli tu tylko tej fizycznej, ale takiej w ogóle - do świata. Żeby na co dzień czuć się dobrze, sprawiać sobie drobne przyjemności i obojętnie, czy akurat w kalendarzu jest do tego okazja. Żeby dbać o kogoś albo troszczyć o siebie, skleić serce plastrem, jeśli akurat trzeba i czuć wszystko - całym sobą, każdą z emocji, bo one wszystkie są potrzebne. Od płaczu z przykrości, po ten ze wzruszenia.

A jeśli trzeba by było komuś drobiazg… To polecę te połamane gałązki w najpiękniejszej formie. Na znak złamanych serc, wyrazów miłości i nawet zaręczyn (na przykład z Naturą) 💚