Potrzebujemy drzew. Chronią nas przed hałasem, smogiem i palącym skórę słońcem. Relaksują, działają leczniczo, a nawet karmią (nie tylko dosłownie, ale i metaforycznie). Są jak filtr powietrza i klimatyzator w jednym. Budujemy z nich domy i tworzymy meble. Lubimy wśród nich spacerować, a w mieszkaniach otaczamy się wykonanymi z nich przedmiotami. Prawdopodobnie każdy z nas choć raz w życiu zapatrzył się z zachwytem w koronę jakiegoś drzewa. I nie ma w tym nic dziwnego. Ich energia jest po prostu dobra. Uspokaja i koi.

Potrzebujemy drzew. Zwłaszcza, kiedy robi się gorąco i codzienność zdaje się wymykać spod kontroli. Krótki spacer po lesie połączony z kilkoma prostymi ćwiczeniami oddechowymi (choć w sumie wystarczy też zwykłe wdech/wydech) i znów jesteśmy na ścieżce zen. No, można by jeszcze po drodze, tak dla pewności, przytulić się do jakiejś brzozy.

Jednak co zrobić, kiedy nie mamy pod ręką żadnego lasu? Pamiętacie „Kapitana Planetę i planetarian”? Amerykański serial animowany, który emitowano w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych? Opowiadał o zmaganiach bardzo mądrej i empatycznej grupy nastolatków, która z połączenia niezwykłych mocy przyrody – ziemi, ognia, wiatru, wody i serca – przywoływała Kapitana Planetę i wraz z nim stawała w szranki ze złoczyńcami o przedziwnych imionach i nazwiskach (Chytrus Szlam, Szachraj Szwindel czy Kapitan Toksyna). A wszystko to w obronie Ziemi i ludzkości.

Tę proekologiczną animację, z całkiem mądrym i nadal aktualnym przesłaniem – dbania o siebie i środowisko naturalne, przywołujemy tu nie bez powodu. Po prostu ją lubimy i czasem, w tych trudniejszych chwilach, sama przychodzi nam do głowy. No ale pomyślcie tylko, że macie przy sobie pierścień mocy, który najpierw łączy Was z grupą przyjaciół, a potem sprawia, że w mig przylatuje Wam na pomoc ktoś ogarnięty i kumaty, kto raz dwa rozprawia się z okolicznymi zatruwaczami codzienności! Nie brzmi to fajnie?

W stanach podwyższonego ryzyka, kiedy transformacja w kłębek nerwów lub w tajfun zbliża się nieuchronnie, zalecamy pofantazjować o tym, że macie przy sobie coś, co natychmiast połączy Was z naturą i uratuje przed kataklizmem. Choć w sumie to wcale nie musicie o tym fantazjować – w mojej pracowni mam tej mocy całkiem sporo i chętnie się nią z Wami podzielę.

Wszystko, czego potrzebujecie, to kawałek lasu. Pod ręką lub na palcu, w mankietach czy w uszach. Kiedy na niego spojrzycie, natura z pewnością przyjdzie Wam z pomocą!